Czy piractwo to grzech?
Zgodnie z polskim prawem można pobierać treści z internetu na własny użytek (dozwolony użytek osobisty – art. 23 ustawy o prawie autorskim, więcej tutaj i tutaj). Zabronione natomiast jest ich rozpowszechnianie bez zgody twórcy. Odpada więc korzystanie z sieci p2p, torrent. Jest to ujęcie dosyć liberalne w skali krajów rozwiniętych. Prawo autorskie osobiste jest niezbywalne i nieskończone (zawsze autorem Pana Tadeusza będzie Adam Mickiewicz), a prawo autorskie majątkowe jest ograniczone czasowo (i nie tylko). W tym drugim przypadku chodzi o możliwość zarabiania przez autora na wytworzonej przez siebie własności intelektualnej. Potrzebuje ona ochrony. Pytanie jednak czy dzisiejsza ochrona przez 70 lat po śmierci twórcy, to jednak nie przegięcie? Jeszcze do tego wrócę.
Prawo prawem, ale czy można w tym obszarze dodać ocenę moralną? Wydaje mi się, że tak, bo zagadnienie jest skomplikowane. Tytuł wpisu jest oczywiście klikbajtowy, ale myślę, że warto się nad tym zastanowić i zróżnicować swoje podejście.
To że widzę jakiś film w legalnie działającym serwisie typu YouTube, Vimeo czy CDA.pl, nie znaczy, że jest on tam zamieszczony legalnie, tzn. za zgodą twórcy (przeważnie jest to kwestia wykupienia licencji przez podmiot oferujący taki film, w tym przypadku danego użytkownika). Tego typu serwisy zrzucają swoją odpowiedzialność na użytkowników i nie chcą odpowiadać za legalność treści, które hostują (udostępniają). W teorii działają one tak, że ktoś zakłada sobie konto, dodaje filmy i inni mogą je oglądać, jeśli są publicznie dostępne. Gospodarz miejsca (platforma) nie wnika co to za treści i czy ta osoba ma prawo je rozpowszechniać, ale chętnie czerpie zyski z ruchu generowanego przez oglądających:-) To może się niedługo zmienić w Unii Europejskiej, ale na razie taki jest stan prawny. Platforma musi zareagować dopiero w momencie, kiedy upoważniony podmiot zgłosi naruszenie. Wtedy wskazane treści są usuwane (procedura notice and takedown).
Drugie ważne zastrzeżenie w kontekście oceny moralnej według mnie, to uwzględnienie cyklu monetyzacji danego utworu (opisuję tradycyjny cykl sprzed pandemii Covid-19). To kontrowersyjne, ale wydaje mi się, że ważne. Wyprodukowanie filmu może kosztować setki milionów dolarów. Film wchodzi do kin i przez kilka tygodni, kiedy jest grany, zarabia ok 90% tego co zarobi przez całe „swoje życie”. Dlatego jest tak bardzo chroniony w tym czasie. Koszt dostępu/obejrzenia jest wtedy największy. Dopiero potem jest wypuszczany na płytach DVD/BluRay, trafia do serwisów streamingowych i telewizji (na każdym kolejnym etapie koszt dostępu/obejrzenia się zmniejsza). Najpierw do telewizji płatnej, a potem do otwartej, gdzie już spokojnie mogę sobie np. nagrać ten film na kasetę VHS albo na dysk w postaci cyfrowej. Potem mija kilka lat i trudno gdziekolwiek ten film znaleźć. Czy zatem, tak samo naganne jest nagrywanie filmu ukrytą kamerą w kinie na premierze i potem wrzucanie tego do internetu jak pobranie kultowego filmu z lat 80-tych, którego jednak w danym momencie nigdzie nie można obejrzeć/wypożyczyć? Wydaje mi się, że nie i ja to sobie różnicuję.
A teraz przypatrzmy się bardzo popularnemu w Polsce serwisowi CDA.pl. Korzystasz? Jeśli tak, to proszę przestań, bo to serwis piracki! Możesz tam obejrzeć nowe filmy, które jeszcze są w kinach albo przed chwilą były. I co z tego, że to nie jest niezgodne z prawem? (film tylko pobierasz oglądając, nie udostępniasz – stream). Możesz założyć z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że oglądasz film od złodzieja/pasera, kogoś kto pokazuje Ci go nie mając do tego praw. Czy w porządku jest udawanie, że się tego nie wie? CDA jakiś czas temu założyło drugą część CDA Premium, gdzie zakładasz konto za kasę i masz dostęp do biblioteki filmów (coś jak Netflix). To jest typowy dupochron. Pokazują tam głównie stare filmy (licencje są tańsze) i mogą się przedstawiać jako legalna platforma VOD. Niby to zgodne z prawem, ale… Ruch i popularność na stronie, a co za tym idzie wartość dla reklamodawców, nabijają sobie na wyświetlaniu pirackich treści. Czy to jest ok?
Z drugiej strony, przykład z życia. Chciałem obejrzeć kiedyś film „Misja” z 1986 roku. Nigdzie tego nie znalazłem legalnie i musiałem pobrać z nielegalnego źródła. Jaka była alternatywa? Pójść do wypożyczalni DVD (są jeszcze takie?) albo poczekać jak będą pokazywać znowu w telewizji (szkopuł w tym, że nie mam telewizora…). Czyli realnie nie było alternatywy. I piszę to jako osoba, która naprawdę nie ma problemu, aby wykupić na miesiąc np. Amazon Prime Video dla serialu The Man in the High Castle czy dostęp do ElevenSport, aby obejrzeć mecz Real-Barcelona. Swego czasu nawet z własnej woli zgłosiłem się do abonamentu RTV, bo zdarza mi się oglądać TVP Sport w necie albo aplikacji. Choć już zrezygnowałem, bo płacenie abonamentu RTV, to było już za dużo nawet jak dla mnie;-) Inny przykład z życia wzięty. Mam kolegę, który bardzo lubi film „Moneyball”. Był na nim parę razy w kinie. Zapłacił parę razy za obejrzenie go. Po paru miesiącach czy latach postanawia wrócić sobie do niego i ogląda go z nielegalnego źródła w domu na komputerze. Czy to w porządku? Czy dał zarobić twórcom? Formalnie nie nabył kopii na zawsze, ale moralnie nie wydaje się to złe.
Podsumowując. Moja rada jest taka, aby starać się działać zgodnie z prawem i szanować działalność twórców. Co więcej, gorąco zachęcam, aby ulubionych twórców wspierać finansowo (wspominam o tym tutaj: Dobroczynność). Za dobrze wykonaną pracę należy się wynagrodzenie. Świetny jest uważam model, który przyjął np. Dariusz Rosiak, czyli treści są legalnie dostępne za darmo, ale można wesprzeć finansowo audycję w dowód uznania, dobrowolnie. Super! A wracając do filmów i seriali, to warto szukać, do końca wyczerpać możliwości i dopiero rozważyć skorzystanie z nielegalnego źródła (bo wbrew pozorom to nie zawsze musi być naganne moralnie). Gdzie legalnie mogę obejrzeć film/serial?